Od wyborów samorządowych minęły już prawie 2 lata. Niestety w gminie Wińsko niewiele się zmieniło. Pracy jak nie było tak nie ma. Reszta to kosmetyka.
Papierowa gmina
Gmina jak każda społeczność powinna mieć swoje priorytety, które jednoczą jej mieszkańców. Bez tego jest tylko granicą administracyjną i skarbonką dla tych, którzy akurat wygrali wybory.
W dużych i bogatych gminach nie ma z tym problemu. Mieszkańcy identyfikują się z większymi miejscowościami, z dużymi zakładami pracy czy chociażby z zespołami sportowymi.
Małe, wiejskie gminy, takie jak Wińsko, mają z tym problem. Niewiele nas łączy oprócz położenia na mapie. Nie mamy żadnych wspólnych interesów. Każda wieś próbuje po swojemu rozwiązywać swoje problemy. Jedna lepiej, druga gorzej. Na miarę możliwości, a ambicji nie brakuje.
Zastaw się, a postaw się
W bogatych gminach sołtysi często nie wiedzą co to jest fundusz sołecki. Gminy pozyskują środki zewnętrzne, a wszystkie własne fundusze inwestują jako wkład własny w potrzebne inwestycje. Powstają drogi, zakłady pracy i wszyscy są zadowoleni.
W gminie Wińsko każda wieś musi mieć świetlicę, plac zabaw czy oświetlenie przy przysłowiowych 2 domkach pod lasem. Mieszkańcy każdej miejscowości chcieliby również własną szkołę, ośrodek zdrowia i co jeszcze tylko by się dało.
W okresie letnim chcą też, najlepiej za publiczne pieniądze, organizować w swoich wsiach festyny.
Takie podejście mieszkańców nie tylko pogłębia kryzys tożsamości tej gminy, ale również nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek gospodarnością. Niestety, władze chętnie rozdają im zaskórniaki. W końcu to im lokalni działacze później dziękują publicznie za to i owo, a włodarze podczas festynów mają okazję pochwalić swoich przyszłych wyborców i „zaszczycić” ich swoją obecnością.

Rynek w Wińsku
Nie po drodze
Miejscowość gminna powinna stanowić swojego rodzaju centrum. Jeśli nim nie jest, wtedy gmina ma problem.
W gminie Wińsko mamy olbrzymi problem. Lubię Wińsko, lubię wińszczańskie uliczki, lubię ludzi z Wińska, ale Wińsko nie jest żadnym centrum tej gminy. Ani gospodarczym, ani kulturalnym, ani nawet sportowym. Jest tylko największą miejscowością, w której jest ulokowany Urząd Gminy. Co gorsze, nasza gmina nie ma żadnego innego centrum.
Kolejne władze popisują się realizując niezbyt ważne dla rozwoju gminy inwestycje typu parking przed szkołą. Natomiast nic się nie dzieje w sprawach najważniejszych – ściąganiu inwestorów i powstawaniu miejsc pracy. Nie oszukujmy się. Jeśli nie będzie pracy w Wińsku to samochody, które mogłyby zaparkować na nowym szkolnym parkingu i tak pojadą gdzie indziej. Zawiozą mieszkańców do pracy w innej gminie, a przy okazji ich dzieci do szkoły, która będzie po drodze.
W rodzinie siła
Każdemu z nas najbardziej zależy na szczęściu bliskich. Każdy by chciał, by jego dzieci, żona czy mąż nie musieli jeździć daleko do pracy i mogli prowadzić beztroskie życie blisko domu. Nic w tym dziwnego i nic niedobrego, chyba że…
No właśnie. W tak małej gminie jak nasza rodziny wręcz paraliżują demokratyczne mechanizmy, które w większych społecznościach jakoś działają, a u nas zacinają się na wujkach, córkach i żonach. Pomyśleliście kiedyś jak głosują radni, którzy sami lub ich rodziny pracują w urzędzie gminy, jednostkach gminnych lub prowadzą firmy świadczące usługi dla gminy? Co wybierają gdy na jednej szali leży dobro ich rodzin, a na drugiej dobro gminy? Niby wszystko jest zgodne z prawem, ale co to ma wspólnego z uczciwością?
Wspólnota czy zadupie?
Wybory to walka. Nic w tym złego jeśli po wyborach osoby sprawujące władzę w gminie potrafią usiąść przy jednym stole i rozmawiać o dobru gminy. W gminie Wińsko walka trwa nadal. Po co? Dlaczego? Nie wiem. Może trzeba umieć wygrywać. Jak się nie umie – przegrywa cała gmina. W tak małej społeczności mało ważne wydają się przynależności do komitetów wyborczych. Jeśli rządzących nie stać na wspólne ustalenie priorytetów dla gminy to znaczy, że dokonaliśmy złego wyboru i cały czas bliżej nam do zadupia niż do społeczeństwa obywatelskiego.
Wart Pac pałaca
Może władzy podoba się obecna sytuacja w gminie Wińsko? Brak innej pracy niż w urzędzie, finansowe uzależnienie radnych i ich rodzin od publicznych pieniędzy. Tysiąc fotek na portalu społecznościowym, że niby coś się robi. Nieważne, że prace w tle to często inwestycje powiatu lub finansowane z funduszy Lasów Państwowych. Ważne, że zrobią wrażenie i wyborca to kupi w następnych wyborach. Nic tylko rządzić taką skarbonką.
A opozycja? Część zasnęła zaraz po wyborach, część jeszcze bije głową w mur. Jeszcze…
- reklama -