Przeczytałam książkę wzruszającą, piękną, zaskakującą, wciągającą i zabawną – powieść Carlosa Ruisa Zafona „Cień wiatru”. Zakochałam się w niej od pierwszych stron, od wzmianki o Cmentarzu Zapomnianych Książek, a potem, w trakcie lektury ta fascynacja tylko rosła.
„Cień wiatru” to niesamowita historia Daniela Sempera i jednej książki, która zmieniła jego życia i o mały włos tegoż życia go nie pozbawiła. Nie chcę streszczać powieści, ale gorąco ją polecam! Bohaterowie nakreśleni są bardzo realistycznie, budzą sympatię (choć niektórzy może nie od razu), a autor pozwala im na wewnętrzne przemiany. To ludzie, którzy mierzą się z życiem, a my, czytelnicy, poznajemy zarówno ich dobre strony jak i ciemne grzeszki. Myślę, że w dużej mierze dzięki temu właśnie postacie dają się lubić i stają się bardziej wiarygodne.
Refleksji po lekturze mam wiele. Na razie kłębią się one niesfornie w mym umyśle, czekając, aż je zwerbalizuję, ale jeden z najważniejszych wniosków jest następujący… Nienawiść jest największym nieszczęściem, jakie może się człowiekowi przytrafić. I to bez względu na to czy się ją odczuwa na dnie serca, czy też staje się jej ofiarą.
„Cień wiatru” ma też właściwości poznawcze! W kilku miejscach trafiłam na słowa, których wcześniej nie znałam i musiałam sięgnąć po „Słownik wyrazów obcych”, by pojąć ich znaczenie. Perełką, która mi się niesamowicie spodobała jest słówko „inkunabuł”, ale nie zdradzę tutaj jego znaczenia, może ktoś zechce zadać sobie trud i znaleźć definicję osobiście.
Powieść Zafona to nie tylko nowe słowa, to także szereg zdań chwytających za serce. Od jakiegoś czasu spisuję różne cytaty i dzięki lekturze „Cienia wiatru” moja kolekcja powiększyła się o garść bezcennych fragmentów. Kilkoma z nich się podzielę:
To, co dobre, każe na siebie czekać.
Poezja kłamie, choć ładnie to czyni…
Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta.
Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie. Życie pozbawione znaczenia przemyka obok jak pociąg niezatrzymujący się na stacji.
Po przeczytaniu powieści Zafona czuję niedosyt, choć książka liczy ponad 500 stron! I coś mi mówi, że już niebawem moja domowa biblioteczka powiększy się o kolejne tytuły tegoż pisarza. Taki już los moli książkowych…