Dzisiaj rano pojawiły się w sieci informacje o możliwości przeprowadzenia w gminie Wińsko referendum odwoławczego. Być może to jakaś zmyłka, a być może nie. Oprócz przytoczonych wyników poprzednich wyborów, ustalonego progu ważności takiego referendum i zarysu narastającego konfliktu wśród władz niczego więcej się nie dowiedziałem. Niczego o tym kto planuje zainicjować referendum, kiedy i w jakim trybie. Pomysł jest jednak wart zastanowienia.
Wójt Jolanta Krysowata-Zielnica straciła większość w Radzie Gminy Wińsko. Dlaczego? Pewnie z tego samego powodu, z którego straciła sympatię mieszkańców, a tak przynajmniej się wydaje patrząc chociażby na wynik wyborów uzupełniających w Wińsku. Czy bezpowrotnie? Nie wiem, ale przyglądając się jej dwuletnim rządom można tak przypuszczać.
Tuż po wygranych przez siebie wyborach pani wójt zacementowała powstałe w trakcie kampanii wyborczej podziały i podzieliła społeczność gminy Wińsko. Żadnego nowego otwarcia. Żadnego współdziałania z ludźmi o odmiennych poglądach w imię wspólnego dobra. Nic z tego. Z każdego artykułu, każdego przemówienia na sesji i każdego wywiadu wynikało jedno – ja wiem najlepiej, kto mnie popiera jest dobry, kto nie popiera jest zły.
O ile mocny charakter i wręcz dyktatorska wizja czegokolwiek może wydać owoce w sztuce, dziennikarstwie i tym podobnych zajęciach, o tyle zupełnie nie sprawdza się w polityce. Gmina to przede wszystkim my – mieszkańcy, nie jakaś martwa materia, z którą można sobie poeksperymentować. Jeśli chce się nami rządzić, trzeba z nami rozmawiać i zawierać rozsądne kompromisy. Ze wszystkimi, a nie tylko z wybranymi – lubianymi, zaufanymi, oddanymi itp. Jeśli chce się być politykiem trzeba potrafić nim być. Trzeba chcieć współdziałać z ludźmi i znać swoje miejsce w szeregu, nawet jeśli jest to ważne miejsce.
Pani wójt broni swoich rządów na każdym kroku. Mówi i pisze o dokonaniach obecnej kadencji. Wiele wspomina o inwestycjach, mniej o ich charakterze, a niestety są to prawie same inwestycje socjalne, które często będą wymagały kolejnych nakładów z budżetu gminy, same zaś nie wniosą do niego ani złotówki. W ciągu dwóch lat swoich rządów pani wójt nie udało się ściągnąć do naszej gminy żadnego poważnego inwestora, który dałby nam pracę. Nie powstała nawet znana z kampanii wyborczej przysłowiowa fabryka gwoździ. Po prostu nic, zero.
Jedne inwestycje pani wójt tylko śmieszą (jakieś grille na targowisku itp.), a inne, skądinąd moralnie słuszne, jak np. zaproszenie Polaków z Kazachstanu do osiedlenia w gminie Wińsko, napawają obawą. Jak Urząd Gminy pomoże im w uzyskaniu pracy jeśli nie potrafi pomóc dotychczasowym mieszkańcom? Pani wójt stwierdziła na jednym z posiedzeń rady, że pracę zapewnią im lokalni przedsiębiorcy. Może i tak. Zastanawiam się jednak czy nagle jakimś cudem powiększą swoje firmy, czy zwolnią w to miejsce osoby zatrudniane dotychczas?
Mieszkańcy gminy z coraz większą niechęcią przyglądają się polityce personalnej Urzędu Gminy Wińsko i jednostek gminnych, które są jakby nie było największym pracodawcą na tym terenie. Pojawiają się zarzuty, że tworzy się dla pewnych osób niezbyt potrzebne etaty (akustyk w GOK, asystentka wójta), a coraz częściej zatrudniane są osoby spoza najbliższego nam terenu, czasami nawet z bardzo daleka. Tak swoją drogą to gdzie mieszkają? Hoteli u nas praktycznie nie ma.
Jolanta Krysowata-Zielnica próbuje częściowo odpierać ataki na łamach lokalnego tygodnika. Wspomina o braku kompetentnych osób w naszej gminie i o małej ilości osób startujących w konkursach. Kto chce niech czyta. Do mnie te tłumaczenia zupełnie nie przemawiają. Jak można zgodzić się z uzasadnieniem potrzeby zatrudniania sekretarza spoza gminy w sytuacji gdy osoba, która pracowała na stanowisku sekretarza gminy u wielu wójtów (zawsze kompetentnie) kilka dni wcześniej została zwolniona z pracy? Wprawdzie już z innego stanowiska, ale zawsze.
Co dalej? Zobaczymy. Dwuletni klincz pomiędzy wójtem i w większości opozycyjną radą gminy nie stanowi dobrej perspektywy. Dwa lata przepychanek między organami gminy mogą kosztować tyle co dwuletnia kampania wyborcza, tylko że opłacana z publicznych pieniędzy. Każda ze stron będzie chciała zaskarbić sobie przychylność wyborców i nikt nikomu niczego nie odmówi. Zapłacimy za to wszyscy i guzik z tego będzie. Będziemy mieć dwa nowe samochody strażackie (dobrze!) stacjonujące właściwie w jednym miejscu (źle!). Być może zrobimy płotki za 30 tys. zł na boisku sportowym drużyny (dobrze!), w której gra tylko 2 lub 3 piłkarzy z naszej gminy (źle!). Jak przyjdzie koło gospodyń i zatupie nogami to pewnie też dostanie kilkadziesiąt tysięcy na szydełka i imprezę. Mam wrażenie, że wyborczy koncert życzeń już trwa. Ponownie nikt się nie pochyli nad jakimkolwiek sensownym planem rozwoju tej gminy i stracimy kolejne 2 lata.
Czy jest jakieś inne rozwiązanie? Zawsze jakieś jest. Reprezentanci wszystkich organów gminy mogą zacząć szanować swoje kompetencje, usiąść do stołu i ustalić jakąś sensowną strategię. Niestety, w takie coś już nie wierzę. Pani wójt upiera się przy wszystkich swoich pomysłach, a po dwóch stronach widzę zbyt duży poziom wzajemnej nieufności i niechęci. Co pozostaje? Już tylko referendum! Jak najszybsze, żeby nie przeciągać tego stanu w nieskończoność. Niech wyborcy pokażą kto powinien rządzić tą gminą, a reszta będzie musiała to uszanować.
Referendum o odwołanie wójt Jolanty Krysowatej-Zielnicy będzie ważne jeśli weźmie w nim udział co najmniej 1856 osób. Wójt zostanie odwołana, jeśli tak zdecyduje większość biorąca udział w głosowaniu.
- reklama -